Wyprawa do Parku Narodowego Waszlowani
Każdy prawdziwy horror klasy B zaczyna się tak: dwójka samotnych turystów wynajmuje domek w górach, na zupełnym odludziu. Wieczór spędzają śmiejąc się i ciesząc swoim towarzystwem. W pewnym momencie zabawę przerywa wiadomość o zbliżającej się ogromnej burzy przed którą nie zdążą już uciec do miasta. W domku wysiada zasilanie, nie ma świeczek, telefony nie maja zasięgu. Burza przyniesie lokalne powodzie i uszkodzi jedyną drogę dojazdową, gdyż kilka dni temu druga z dostępnych dróg zawalona została głazami po poprzedniej burzy. Wokół ciemności rozświetlane przez błyskawice. Wygląda to jakby Gruzini i Azerowie rzucali w siebie piorunami ponad graniczną rzeką. W końcu burza odchodzi, niebo się rozjaśnia i nad głowami wystraszonych podróżników pojawiają się przepiękne gwiazdy. Przyroda się uspokaja i ujawnia swoje skryte piękno, jakby chciała zrekompensować szaleństwa jakie miały miejsce przed chwilą.
To nie zwiastun kiepskiego horroru tylko nasza sytuacja z wczoraj. Parka Gruzinów, która jadła obiad przy sąsiednim stole spakowała się w popłochu i odjechała w stronę cywilizacji. Elizbar nas uspokajał „Popada, wyschnie i pojedziemy jutro około południa.” Do wylotu mamy jeszcze 4 dni, więc nawet jak będzie problem z wyjazdem to jest szansa, że do tego czasu droga zostanie udrożniona. Ale w naszych głowach pojawiają inne pytania: Czy starczy jedzenia? Czy starczy wody? Czy Rangersi maja jakieś zapasy i czy się nimi podzielą? W Polsce to nie do pomyślenia żeby utknąć bez zasilania, zasięgu telefonu i internetu i bez możliwości dotarcia w przeciągu kilku godzin do cywilizacji. Jak długo zostaniemy pośród pustyni?
No ale od początku… jak do tego doszło…
Po nocy spędzonej w Peter’s Guest House u Celiny i Piotra wstajemy wcześnie aby zjeść pyszne śniadanie składające się z pysznych, lokalnych produktów takich jak twaróg i jogurt z bawolego mleka, domowe dżemy, świeże pieczywo a to wszystko popijamy herbatami owocowymi przygotowanymi przez Celinę.
Na pożegnanie Piotr przyrządza nam swoją przepyszną kawę – mocną i słodką jak diabli! Ale znakomicie dodającą energii w trakcie pełnego wrażeń dnia.
Malownicze Singhaghi, które wygląda jak przeniesione z włoskiej Toskanii zostawiamy w oddali i ruszamy na wschód w kierunku naszego dzisiejszego celu – Parku Narodowego Waszlowani.
Zjeżdżamy stromą drogą, z której roztacza się widok na Dolinę Alazani i Wielki Kaukaz. Dojeżdżamy do miasteczka, w którym robimy ostatnie zakupy przed dwudniową wyprawą, gdyż na Waszlowani nie jak uzupełnić zapasów.
Elizbar nasz kierowca i przewodnik to człowiek o ciepłym sercu i zamiłowaniem do przyrody, Zatrzymuje się przy sklepach gdzie możemy kupić najpotrzebniejsze jedzenie, ser, pomidory, wodę w dużych butlach. Kupujemy również świeżo upieczony gruziński chleb, który kosztuje 0,50 lari czyli przeliczając daje to jakieś 60 gr.
Koszt dwudniowej wycieczki to 210 lari za osobę, w tym nocleg i wjazdówki do parku. Elizbar wszystko za nas załatwił zarówno w biurze Park jak i ze strażą graniczną oraz dodatkowo poinstruował jak się zachowywać podczas wycieczki. Największe zagrożenie dla turystów to żmije, na które można się natknąć w trakcie spacerów wśród traw. Po każdym zatrzymaniu się Elizbar z użycie grubego kija uderza mocno w ziemię aby wystraszyć żmije i zapewnić nam bezpieczeństwo.
Kiedy asfalt się kończy zaczynają się bezdroża – najpierw płasko…..
Ale na horyzoncie rysują się góry Małego Kaukazu na granicy z Azerbejdżanem
Ślady sowieckiej działalności można znaleźć nawet w środku tak dzikich terenów.
Stalowe słup energetyczne w środku niczego…
A oto i brudne ślady sowieckiej działalności.
Wąskie i kręte dróżki wśród malowniczych wzgórz.
Ślady okresowych rzek służą za bardzo wygodne drogi.
Pustynia z lotu ptaka.
Elizbar i jego kij ochronny – przydaje się na ukryte w trawach żmije.
Wesoła ekipa podziwia widoki.
Strome wzgórza.
Gdzieś tam na horyzoncie jest Azerbejdżan.
Ogromna kolonia ptaków w stromej ścianie.
Proste a jak pyszne! Świeże pomidory i ogórki, gotowane ziemniaki, słony ser, kiełbasa i chleb. A to wszystko z herbatą przygotowaną przez uprzejmych Rangersów.
Niesamowite góry widoczne z punktu widokowego.
Widok na punkt widokowy.
Posterunek Rangersów przy granicy z Azerbejdżanem, to tutaj znajdują się domki dla turystów. W jednym z nich spędzimy niezapomnianą noc.
Krzesło komunikacyjne – tylko tutaj można (czasami) złapać zasięg telefonu.
Kajka Podróżniczka!
Piknik z lokalnym, czarnym winem i grą Smoki.
Domki do wynajęcia.
Wnętrze domku – 3 pojedyncze łóżka z ciepłymi kołdrami. Poszewki i prześcieradła trzeba mieć swoje. Łazienka z prysznicem i toaletą. Kuchnia z podstawowym wyposażeniem.
Czysto i przytulnie.
Chwila spokoju przed atrakcjami wieczora.
Susza, a za chwilę powódź!
Zbierają się chmury.
Szybka ewakuacja przed kolejnym deszczem.
Deszcz pada tutaj bardzo rzadko co oznacza, że mieliśmy wielkie szczęście!
Widoki są niesamowite!
Dzika przyroda wszędzie wokół.
Waszlowańska autostrada.
Środek lokomocji Rangersów – działa przy każdej pogodzie i w każdym terenie.
Ostatni stromy podjazd po rozmiękłym błocie – dalej już będzie łatwo. Przed nami jeszcze 2 godziny drogi i będziemy u Piotra i Celiny gdzie czeka pyszna kawa! Mieliśmy wynajęty 1 nocleg, ale przebywanie z gospodarzami, którzy tworzą niesamowity klimat tego domu jest bezcenne! Po jednej nocy czujemy się u nich jak byśmy przyjechali w odwiedziny do znajomych, których znamy od lat. W efekcie zostajemy jeszcze na dwie noce – jutro odbędzie się tutaj ślub Polaków więc nie odpuścimy takiego wydarzenia
Waszlowani to teren bardzo zróżnicowany.
Mała struga po ulewie zmienia się w rwącą rzekę.
Przepyszne śniadanie u Celiny i Piotra.